Autor: José Saramago
tłumaczenie: Wojciech Charchalistytuł oryginału: Ensaio sobre a lucidezseria/cykl wydawniczy: Mistrzowie Literaturywydawnictwo: Rebisdata wydania: 2009ISBN: 9788375102512liczba stron: 367
Porozmawiajmy o polityce... Mogę sobie wyobrazić Wasze reakcje. O czym tu rozmawiać, było beznadziejnie, jest beznadziejnie i lepiej pewnie też nie będzie. Wybory - oficjalnie nie wypada czegoś podobnego powiedzieć ale właściwie szkoda czasu na głosowanie, bo nieważne kto by wygrał i tak o obietnicach zapomni i zajmie się własnym majątkiem. Ale mówić tak nie wypada, bo w końcu nie po to walczyli przodkowie o wolność wyboru, by ją ignorować. Więc co robić... W niektórych krajach dopuszczalne jest oddanie w wyborach białej kartki. Jest to ważny głos, wyrażający krytykę wobec wszystkich kandydatów – głosuję, bo takie moje prawo ale że nie mam na kogo, głosuję przeciw wszystkim. Kusząca opcja...
W książce „Miasto białych kart” José Saramago postanowił pójść krok dalej i pokazać nam co się stanie, gdy na białą kartkę zdecyduje się większość społeczeństwa. Wybory w stolicy nienazwanego kraju. Paskuda pogoda pozwala zakładać, że tym razem wielu obywateli w ogóle nie ruszy się z domu. Mijają długie godziny a członkowie komisji wyborczych wprost wychodzą z siebie, by namówić kogokolwiek do głosowania, choćby własną rodzinę. Godzina czwarta – nagle, nie wiedzieć czemu ludzie zaczynają opuszczać mieszkania by dopełnić obywatelskiego obowiązku. Godzinami cierpliwie stoją w kolejkach, by oddać swój głos. Jak już niedługo się okaże, w większości „biały” głos... Nikt nie potrafi wytłumaczyć dlaczego akurat tutaj, w stolicy, doszło do tak niecodziennej sytuacji, podczas gdy cała reszta kraju głosowała tak jak zwykle, na konkretne partie. Politycy próbują poruszyć sumienie głosujących, tak by w kolejnym głosowaniu zwrócili się w stronę konkretnej partii. I tym większe jest ich zaskoczenie, gdy liczba białych kart nawet się zwiększa - 83 procent mieszkańców stolicy postanawia wyrazić swoje niezadowolenie.
Rząd nie widzi innej możliwości jak tylko opuścić stolicę, pozbawić jej wszelkich praw i boleśnie dać jej do zrozumienia, jak bardzo się pomyliła, odrzucając panujące dotąd struktury władzy. Pod osłoną nocy opuszcza miasto, stawiając na jego granicach żołnierzy a o swojej decyzji informując mieszkańców dopiero następnego dnia, w orędziu prezydenta – cóż, to z pewnością wyczerpująca informacja, choć tak uboga w emocje, gdy porówna się ją do słów samego autora...
„... sentymentalne, takie jak, Stolica Obudziła się Osierocona, ironiczne, jak, Kasztan Wybuchł w Ustach Prowokatorów albo Bała Kartka Stała się Czarna, pedagogiczne, jak Państwo Udziela Lekcji Zbuntowanej Stolicy, mściwe, jak Nadeszła Pora Wyrównania Rachunków, profetyczne, jak Od Tej Chwili Nic Już Nie Będzie Takie Jak Dawniej, alarmistyczne, jak Anarchia u Bram albo Podejrzane Ruchy na Granicy, retoryczne, jak Historyczne Orędzie w Historycznej Chwili, pochlebcze, jak Godność Prezydenta Wyzywa Nieodpowiedzialność Stolicy, wojenne, jak Wojsko Otacza Miasto, obiektywne, jak Odwrót Organów Władzy Przebiegł bez Zakłóceń, radykalne, jak Urząd Miasta Powinien Przejąć Najwyższą Władzę, taktyczne, jak Ratunek w Tradycji Municypalnej.”
Str. 110
Miasto opuszcza również policja i można się spodziewać, że w tej sytuacji stolica będzie teraz miastem bezprawia, w którym kradzieże, gwałty i rozboje staną się standardem. Czy aby na pewno? Jak zareagują mieszkańcy na tą nietypową banicję? Jakie będą dalsze działania rządu, który z całą pewnością nie ma zamiaru rezygnować ze stolicy?
Saramago przedstawia nam jedno z możliwych rozwiązań, trudno powiedzieć na ile realne, z całą pewnością bardzo przewrotne. „Miasto białych kart” jest swego rodzaju kontynuacją „Miasta ślepców”, choć z powodzeniem można je przeczytać bez znajomości pierwszej książki. W niektórych przypadkach może to być nawet wskazane, ponieważ wiele osób, które wcześniej czytały „Miasto ślepców”, oczekują czegoś podobnego, a to nie będzie miało miejsca. Po pierwsze, tematyka jest dość trudna. Nie każdy interesuje się polityką a w tym przypadku bardzo przydaje się przynajmniej ogólna orientacja w strukturach rządzących. Problem ślepoty na swój sposób może dotknąć każdego i jest w pewnym sensie nam bliski. Problemy rządzących to już inna bajka... Po drugie, o ile w „Mieście ślepców” mamy konkretną grupę bohaterów, którzy towarzyszą nam od samego początku, o tyle „Miasto białych kart” na dobrą sprawę nie ma głównego bohatera. Pojawiają się tutaj różne osoby, zaczynając od samego prezydenta a kończąc na sprzedawcy gazet, ale po przeczytaniu całej książki, nadal nie możemy odpowiedzieć na pytanie, o kim naprawdę była...
Jak na Saramago przystało, znowu nie ma wydzielonych dialogów, za to nie brakuje długich i zawiłych zdań, do których osobiście mam słabość, choć wielu osobom sprawiają spore trudności. Autor wplata swoje komentarze, coś zapowiada, z czegoś się tłumaczy, przypomina stare mądrości, czyli robi wszystko to, czego moglibyśmy się spodziewać po tym portugalskim Nobliście.
Saramago przedstawia nam jedno z możliwych rozwiązań, trudno powiedzieć na ile realne, z całą pewnością bardzo przewrotne. „Miasto białych kart” jest swego rodzaju kontynuacją „Miasta ślepców”, choć z powodzeniem można je przeczytać bez znajomości pierwszej książki. W niektórych przypadkach może to być nawet wskazane, ponieważ wiele osób, które wcześniej czytały „Miasto ślepców”, oczekują czegoś podobnego, a to nie będzie miało miejsca. Po pierwsze, tematyka jest dość trudna. Nie każdy interesuje się polityką a w tym przypadku bardzo przydaje się przynajmniej ogólna orientacja w strukturach rządzących. Problem ślepoty na swój sposób może dotknąć każdego i jest w pewnym sensie nam bliski. Problemy rządzących to już inna bajka... Po drugie, o ile w „Mieście ślepców” mamy konkretną grupę bohaterów, którzy towarzyszą nam od samego początku, o tyle „Miasto białych kart” na dobrą sprawę nie ma głównego bohatera. Pojawiają się tutaj różne osoby, zaczynając od samego prezydenta a kończąc na sprzedawcy gazet, ale po przeczytaniu całej książki, nadal nie możemy odpowiedzieć na pytanie, o kim naprawdę była...
Jak na Saramago przystało, znowu nie ma wydzielonych dialogów, za to nie brakuje długich i zawiłych zdań, do których osobiście mam słabość, choć wielu osobom sprawiają spore trudności. Autor wplata swoje komentarze, coś zapowiada, z czegoś się tłumaczy, przypomina stare mądrości, czyli robi wszystko to, czego moglibyśmy się spodziewać po tym portugalskim Nobliście.
„Po plenarnym posiedzeniu rządu, do którego w naszym mniemaniu na ostatniej stronie poprzedniego rozdziału odnieśliśmy się w sposób wyczerpujący, ścisły gabinet ministrów, ten od kryzysów, przedyskutował i przyjął kilka decyzji, które w swoim czasie ujrzą światło dzienne, jeżeli rozwój wypadków, zapowiedzieliśmy przy innej okazji, nie zmieni ich na niebyłe albo nie zmusi do zastąpienia innymi, wszak, o czym zawsze należy pamiętać, człowiek strzela, pan bóg kule nosi, a niewiele było okazji, niemal zawsze zgubnych, w których obaj zgodnie decydowali.”Str. 86-87
Trudny temat, nieokreślony bohater, wymagający styl autora – nic dziwnego, że wiele osób nie jest w stanie skończyć tej książki a na portalach pojawiają się komentarze typu – droga przez mękę... Z pewnością nie jest to książka na jedno popołudnie, tu po prostu czasem trzeba się zatrzymać, zastanowić, czasem przeczytać jeszcze raz. To książka, która otwiera nam oczy na absurdy otaczającego nas świata, w którym demokratyczny gest, będący pokojowym wyrazem niezadowolenia z działalności struktur rządzących staje się furtką do totalitaryzmu. To książka wnikliwa i niepokojąca, trudna ale jakże wartościowa i ważna. Polecam, jeśli nie na dziś, to na jutro, przyszły miesiąc czy rok – moment, w którym poczujecie, że jesteście na nią gotowi...
Z chęcią przeczytam, jak tylko wpadnie mi w łapki;)
OdpowiedzUsuńNo tak, nie miałam pojęcia, że "Miasto Ślepców" ma coś w rodzaju kontynuacji. Wolałabym przeczytać je w kolejności :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
I słusznie :-) Z całą pewnością nie należysz do osób, które po przeczytaniu pierwszej książki będą oczekiwały czegoś bardzo podobnego, więc śmiało możesz czytać we właściwej kolejności i myślę że w każdej znajdziesz coś interesującego :-)
UsuńObym miała okazję przeczytać, świetna recenzja ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Trudna lektura nie dla każdego i nie zawsze... ale zaintrygował mnie ten styl autora. Nie mówię nie - chętnie się za tą książką rozejrzę.
OdpowiedzUsuńWidzę, że wzięłaś sobie mocno na tapetę twórczość Saramago. :)
OdpowiedzUsuńPrawdę mówiąc obie książki znałam już wcześniej, zanim w ogóle powstał blog. Bardzo chciałam o nich napisać no i przeczytać jedną po drugiej, no i w końcu się udało ;-)
Usuńtym razem odpuszczę :) jakoś to nie to... ;]
OdpowiedzUsuńRozumiem. Celowo piszę o wszystkich utrudnieniach by każdy kto na te książki się zdecyduje, wiedział co go czeka ;-)
UsuńSaramago najbardziej mi się kojarzy właśnie z "Miastem ślepców" i "Miastem białych kart", obie książki chętnie przeczytam, jak tylko wpadną mi w ręce.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Nigdy nie czytałam książek tego autora i myślę, że tego nie zrobię. Lubię ambitne lektury, jednak po Twojej recenzji sądzę, że ta powieść mnie po prostu przerośnie. Dodatkowo głównym wątkiem jest polityka, która nigdy mnie nie interesowała, więc odpuszczę.
OdpowiedzUsuńMoże jeszcze kiedyś zmienisz zdanie. Jeśli na tą chwilę nie jesteś przekonana, faktycznie lepiej odczekać ;-)
UsuńMam książkę na półce i czeka na właściwy moment. Na pewno ją kiedyś przeczytam, ale raczej nie będzie to najbliższa przyszłość. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńA ja cierpliwie poczekam na Twoją opinię :-)
UsuńŚwietny pomysł na fabułę. Widzę, że autor ma w swoich książkach naprawdę wiele do powiedzenia. Muszę znaleźć gdzieś którąś z jego pozycji. ;)
OdpowiedzUsuńPo przeczytaniu ,,Miasta ślepców" na pewno sięgnę i po tę powieść. Mam nadzieję, że wzbudzi we mnie takie same odczucia jak poprzednia książką tego autora.
OdpowiedzUsuń