Autor: Natalia Sońska
Wydawnictwo: Czwarta Strona
data wydania: 31 października 2018
ISBN: 9788379760237
liczba stron: 384
Natalia Sońska jest autorką licznych powieści obyczajowych, w tym kilku w świątecznym klimacie, inspirowanych baśniami. "Uwierz w miłość, Calineczko" to z założenia właśnie jedna z nich, choć tym razem i z baśnią i ze świętami chyba jakoś jej nie po drodze...
Maja wiedzie dość spokojne życie, choć czasami wkradają się do niego małe zawirowania. Jednym z nich jest z pewnością Wojtek, znajomy ze szczenięcych lat, który nie wiedzieć czemu pała do dziewczyny otwartą niechęcią. Czy Maja zdoła go do siebie przekonać? A może pisany jej jest stary, dobry znajomy, który w przekonaniu wielu już dawno skradł jej serce? W życiu dziewczyny zapowiada się wyjątkowo burzliwy okres.
Jak już wspomniałam, historia z założenia miała mieć świąteczny klimat i baśniowy akcent, niestety obu tych rzeczy na próżno szukać w dość schematycznej i mocno przewidywalnej opowieści. Być może całość prezentowałaby się nieco lepiej, gdyby nie mocno naciągana i dziwaczna ślubna intryga już na samym początku. Miało być zabawnie, trudno jednak uwierzyć w tak abstrakcyjny pomysł, a co za tym idzie, wczuć się w sytuację. Jeśli chodzi o bohaterów to zdecydowanie najlepiej wypadają starsze panie. Czy ciotka, czy kobieta sprzedająca góralskie smakołyki, każda jest ciepła, serdeczna i ma w sobie wiele mądrości. Aż szkoda, że to nie one są tutaj na pierwszym planie. Sama Maja nie wzbudza już tak pozytywnych wrażeń. Momentami może wręcz drażnić swoją naiwnością i mało poważnym podejściem do życia. I choć jest to już kobieta trzydziestoletnia, pracująca i teoretycznie niezależna, czytając o jej codziennych zajęciach ma się raczej wrażenie, że to nastolatka bez pomysłu na siebie, wysłana do ciotki, by z nudów nie za bardzo narozrabiała. Całkiem nieźle wypada za to jej przyjaciel Bartek, tym bardziej szkoda, że los bardziej mu nie sprzyja...
Choć świąteczna atmosfera nie wyszła, autorka powieści zdecydowanie zaraża fascynacją do gór i podhalskich smakołyków. Po lekturze tej historii naprawdę ma się ochotę wybrać w podróż, podążać górskim szlakiem, próbować niepowtarzalnych dań. Pisarka zdaje się dobrze znać tamtejsze rejony i nie ukrywa fascynacji życiem górali. Myślę, że to najmocniejszy punkt tej książki i powód dla którego mimo wszystko może dobrze sprawdzić się w zimowe wieczory.
Lektura powieści już za mną, mimo to nadal tak dokładnie nie wiem, jakie marzenia miała Maja i czemu pozostała wierna. Książkę czyta się stosunkowo szybko, mnie jednak tym razem zdecydowanie nie porwała. Polecam przede wszystkim osobom, które wyjątkowym sentymentem darzą góry. Być może będzie ona dla Was pretekstem, by powspominać cudowne wędrówki, zapierające dech w piersiach widoki, smak harbaty w schronisku... A może za jej sprawą nabierzecie ochoty, by po raz pierwszy wybrać się w góry i zapałać do nich autentyczną miłością. Choćby dla tej małej szansy można książkę przeczytać, świątecznej magii szukajcie jednak lepiej w innych opowieściach.
Książka mam, ale nie wiem, czy zdążę ją jeszcze tegoroczne święta przeczytać. 😊
OdpowiedzUsuń