Autor: Agnieszka Rusin
Wydawnictwo: Lucky
Data wydania: 2016-04-05
ISBN: 978-83-65351-07-4
Liczba stron: 304
Od czasu do czasu miło jest sięgnąć po sympatyczną, romantyczną historię. Opowieść przy której można się odprężyć i choć na moment uwierzyć w bajkową miłość. Mogło by się wydawać, że "Miłość w spradku" idealnie wpisuje się do tej kategorii. Pomysł sam w sobie nie był może najgorszy ale diabeł tym razem tkwi w szczegółach.
Już sam opis na okładce wzbudził we mnie pewną konsternację. "Marina to typowa współczesna 30-latka. Jej życie jest nudne i naznaczone rutyną." Zastanawiam się, czy sporządzono już statyki potwierdzające tezę, że życie większości 30-latek jest nudne... I czy rutyna nie jest stałym elementem życia większości społeczeństwa? Porzućmy jednak te rozważania i przejdźmy do samej fabuły. Niestety i tutaj pojawia się sporo zgrzytów, a cała historia jest najdelikatniej mówiąc mocno naciągana.
Życie Mariny pozostawia wiele do życzenia. Pewien splot zdarzeń sprawia, że opuszcza rodzinne strony, by rozpocząć wszystko od nowa. W jej życiu pojawia się pewien mężczyzna, a pewien zapisek w spadku sprawia, że nie może go opuścić. Czy osoba, która go sporządziła ma dar przewidywania przyszłości i wskazała tego, który ma stać się tą jedyną i prawdziwą miłością?
Główną bohaterką jest więc wyżej wymieniona nudna Marina, która w najbliższym czasie ma poślubić człowieka, z którym jest w związku wiele lat. Do ślubu pozostało zaledwie parę dni, gdy dziewczyna z przerażeniem odkrywa, jakie są poglądy jej wybranka na rolę kobiety w małżeństwie. Ja rozumiem, że od tego typu literatury nie trzeba wymagać cech arcydzieła ale myślę, że odrobina prawdopodobieństwa by się przydała. Dalej, zupełnie trywialne zdarzenie sprawia, że dziewczyna rzuca pracę, nie mając ani perspektyw na cokolwiek innego, ani jakiegokolwiek sensownego doświadczenia. To jednak nic, bo jak wkrótce się okazuje, wystarczy wyżalić się pierwszej napotkanej osobie, a ta nie tylko wskaże potencjalnego pracodawcę, ale nawet pozwoli użyć własnego imienia, jako osoby rekomendującej. Wszystko wskazuje również na to, że osoby aktualnie znajdujące się na bezrobociu to po prostu lenie, pracodawcy bowiem czekają, aż ktoś zapuka do ich drzwi i przyjmują jak leci, nawet bez adekwatnego doświadczenia. Wreszcie dochodzimy do zapisku w spadku, który nie dostarcza dziewczynie jakichkolwiek korzyści, a mimo to godzi się ona na jego dziwaczne warunki. Co więcej, wytyczne spełnia nawet na wyrost, bo choć nigdzie nie znalazłam informacji, że to naprawdę wymagane, kobieta godzi się przez rok dzielić dach z człowiekiem, który (przynajmniej na początku) spędza noce na hulankach a ją samą traktuje bardziej jako sprzątaczkę i kucharkę. Oczywiście wszystko z czasem się zmienia i dochodzimy do przewidywalnego happy endu, niemniej w zachowaniu Mariny trudno doszukać się jakiegokolwiek sensu. Przykładów na dziwaczne zachowania mogłabym wypisać jeszcze przynajmniej kilka, nie chcąc jednak za bardzo spoilerować, powstrzymam się od wyliczania kolejnych argumentów.
Główna bohaterka nie wzbudziła we mnie żadnych pozytywnych emocji. Odebrałam ją jako postać bardzo niedojrzałą, krótkowzroczną i małostkową. Jej zachowanie wielokrotnie wprawiało mnie w zdumienie, jak choćby w sytuacji, gdy przemierza pół świata, by dotrzeć do szpitala, w którym leży jej ojciec, a będąc praktycznie na mniejscu, nadal nie wiedząc, jaki jest jego stan, ma czas na pogaduszki o planach małżeńskich siostry. Dziewczynę spotyka w życiu sporo przykrości, jednak trudno mi było wzbudzić w sobie litość. To, co ją spotykało postrzegałam raczej jako logiczny rezultat jej postępowania.
Lektura, która w założeniu miała mnie odprężyć, mocno mnie sfrustrowała. Spoglądając jednak na oceny innych czytelników, wszystko wskazuje na to, że jednak może się podobać. Jeżeli więc lubicie tego typu historie, zachęcam do lektury i wyrobienia sobie własnej opinii. Jak dla mnie totalne nieporozumienie...
Lektura, która w założeniu miała mnie odprężyć, mocno mnie sfrustrowała. Spoglądając jednak na oceny innych czytelników, wszystko wskazuje na to, że jednak może się podobać. Jeżeli więc lubicie tego typu historie, zachęcam do lektury i wyrobienia sobie własnej opinii. Jak dla mnie totalne nieporozumienie...
Dzień dobry ! Wpis ukazał się dzisiaj na portalu PatiCafe.pl
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Patrycja :)
O kurde, chyba podziękuję.
OdpowiedzUsuń