Autor: Stephen King
tłumaczenie: Tomasz Wilusz
tytuł oryginału: Joyland
wydawnictwo: Prószyński i S-ka
data wydania: 6 czerwca 2013
ISBN: 9788378395355
liczba stron: 336
Nie od dzisiaj wiadomo, że S. King nazywany jest mistrzem grozy. Spoglądając na okładkę najnowszej książki "Joyland", można pomyśleć, że czytelnika czeka mrożąca w żyłach historia. Bo choć wesołe miasteczka w gruncie rzeczy kojarzą się dość przyjemnie, łatwo sobie wyobrazić, że gdy wszyscy odwiedzający opuszczą to miejsce, zło zaczyna wychodzić z najróżniejszych zakamarków... Zawiodą się jednak ci, którzy liczyli na to, że książka przyprawi ich o szybsze bicie serca. Co prawda mamy tu tajemniczego ducha, jest on jednak jedynie częścią kryminalnej zagadki. W "Joylandzie" nie doszukałam się choćby śladów horroru. Jest to książka obyczajowa z elementami kryminału.
Głównym bohaterem jest Devin Jones, student college’u, który na okres wakacji zatrudnia się w lunaparku. Praca ma nie tylko podreperować jego budżet, ale również ukoić jego zranione serce po rozstaniu z dziewczyną. Już od pierwszych dni staje się jasne, że praca w wesołym miasteczku zdecydowanie różni się od innych prac sezonowych. Można spodziewać się wszystkiego, od obsługi karuzel, przez sprzedaż przekąsek, aż po występy w stroju psa. Dużym plusem jest kontakt z bardzo ciekawymi osobowościami. Devin dość szybko spotyka kobietę, która przepowiada mu niezwykłe spotkania z dwójką dzieci. Jeszcze nie wie, że wraz z jednym z nich zostanie wplątany w morderstwo, jakie w tym miejscu zostało kiedyś popełnione. Niektórzy opowiadają, że duch ofiary nigdy nie opuścił lunaparku...
Przepowiednia wizjonerki i motyw ducha zamieszkującego dom strachów sprawiają, że czytelnik odczuwa przyjemne napięcie, w oczekiwaniu na rozwinięcie się całej sprawy. Niestety, im dalej w fabułę, tym bardziej jasne staje się, że autor obrał zupełnie inną drogę i wcale nie zamierza nas straszyć. Nie oznacza to automatycznie, że książka jest kompletnym rozczarowaniem. Jeżeli nastawimy się na przede wszystkim książkę obyczajową, mamy dużą szansę, by faktycznie się w niej rozsmakować. S. King otwiera nam drzwi do bardzo specyficznego środowiska. Praca w lunaparku obfituje w nietypowe zdarzenia. Zajęcia niektórych osób ocierają się nawet o magię. Autor wprowadził nas również w specyficzny język, jakim posługują się pracujące tam osoby. W zależności od rozmówcy, klienci parku będą bądź "ćwokami" lub "szaraczkami". Na temat pięknych dziewcząt można zawsze bezkarnie rozmawiać, nazywając je "dzióbkami". Być może te słownictwo jest jedynie wymysłem autora, jednak sposób w jaki opisuje nam zdarzenia sprawia, że wierzymy mu wręcz bezkrytycznie.
Sama historia dorastającego studenta jest bardzo przyjemna, chętnie mu kibicujemy, choć przynajmniej od połowy książki można już podejrzwać, jak będzie wyglądało zakończenie. Dużym plusem jest słodko-gorzki wątek z małym, chorym chłopcem, za sprawą którego w moim odczuciu cała opowieść nabrała rumieńców.
Choć jestem w stanie dostrzec mocne strony powieści, cenię sobie pióro autora i klimat, jaki potrafi stworzyć, tym razem trudno mi ukryć cień rozczarowania. Po pierwsze liczyłam na atmosferę grozy, z którą szybko musiałam się pożegnać. Mało tego, występujący w książce duch niczego szczególnego do powieści nie wprowadza. Ni to straszy, ni to intryguje, ni to pomaga. Czasem się pojawia, czasem nie, właściwie trudno wytłumaczyć, po co w ogóle kręci się po okolicy. Jeśli już nawet pogodzę się z faktem, że King tym razem straszyć mnie nie będzie, sama fabuła, choć calkiem sympatyczna i dobrze skrojona, nie powala na kolana. W pamięci mam nadal doskonałą książkę "Dallas 63" którą pomimo wyraźnych różnic objętościowych, czytało się zdecydowanie szybciej a historia naprawdę wciągała. W przypadku innego autora być może uznałabym, że książka jest dobrze napisana i ... szybko o niej zapomniała. W przypadku Kinga seria miłosnych rozterek młodzieńca z domieszką oczywistych niewygód podczas pracy w kostiumie psa, to zdecydowanie za mało. Sam autor powiedział że pewna scena z książki siedziała w jego głowie już 20 lat, ciągle brakowało jednak odpowiedniej fabuły. Kończąc "Joyland" nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że owa scena wyraźnie mu się znudziła i za wszelką cenę pragnął pozbyć się jej ze swojej głowy. Wyszło przyzwoicie, choć daleko od ideału. Dlatego z bólem serca jednak niniejszą książkę mogę polecić jedynie jako udane letnie czytadło.
Przyznam, że książka ta mnie interesuje. Chociaż czytałam jedynie jedną książkę Kinga (muszę się zabrać za kolejną!), i to jego debiut, to już stał się jednym z moich ulubionych autorów :) Chętnie przeczytam :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Moje pierwsze podejście też było znakomite. Drugie już mniej lecz z pewnością nie odpuszczę. Już nawet mam 2 kolejne tytuły.
UsuńNie czytałam nic Kinga jeszcze, ale właśnie też spotkałam się z opinią, że za mało grozy i napięcia w ,,Joyland". No nic, miejmy nadzieję, że kiedyś sama się przekonam ;)
OdpowiedzUsuńSugeruję zacząć od innej książki... Z pewnością bywały o niebo lepsze...
UsuńAno własnie, o grozę w "Joyland" niestety trudno...
OdpowiedzUsuńUff trochę się bałam jak zareagujesz na taką recenzję Twojego Kinga :-)
UsuńPo przeczytaniu wielu recenzji "Joylandu" nie nastawiam się na grozę, więc pewnie nie będę rozczarowana kiedy sięgnę po tę książkę. Najpierw jednak mam ochotę na jakąś historię z dreszczykiem przerażenia, więc "Joyland" odkładam na bliżej nieokreśloną przyszłość :)
OdpowiedzUsuńMnie "Joyland" nie zachwycił, mimo iż nie spodziewałam się "klasycznego" Kinga. Nie wiem, czy to miał być jakiś eksperyment, czy poszukiwanie nowego kierunku, jestem jednak niemal pewna, że gdyby nie nazwisko mistrza, pewnie mimo pewnych walorów, przeszłaby ta powieść niezauważona. Czekam na kontynuację "Lśnienia":-)
OdpowiedzUsuńNie znam Kinga (niestety) ale zamierzam zapoznać się z jego twórczością. I jestem ciekawa jak sama odbiorę "Joyland".
OdpowiedzUsuńTa książka jeszcze przede mną. Lubię tego autora i mam nadzieję, że przypadnie mi do gustu - nawet jako letnie czytadło.
OdpowiedzUsuńZ tą powieścią jest trochę tak, jak z Odmieńcem - chętnie sama sobie wyrobię zdanie na jej temat. Kinga lubię nawet w niestrasznym wydaniu, toteż bardzo prawdopodobne, że mi się spodoba :-)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
Uwielbiam Kinga, zarówno w tych lżejszych wydaniach jak i w pełnoprawnych horrorach, ale przyznaję, że czasem zdarzy się mu 'popełnić' słabszą pozycję. No cóż, zdarza się ;) sądziłam, że 'Joyland' będzie trochę jak 'Dallas '63', które bardzo przypadło mi do gustu. Mimo to i tak muszę przeczytać :D
OdpowiedzUsuńKsiążka już za mną, ale muszę szczerze przyznać, że się na niej nieco zawiodłam, ponieważ liczyłam, że dostanę horror a nie powieść obyczajową. Moim zdaniem to jest zwyczajne wprowadzenie czytelnika w błąd, skoro wydawnictwo klasyfikuje go do literatury grozy.
OdpowiedzUsuńWidocznie trzeba się pogodzić z tą nutą rozczarowania, wszyscy o tym wspominają... chyba zostawię lekturę absolutnym pasjonatom twórczości Kinga... Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńKsiążka nie jest zła ale taka ... nieKingowska. Podejrzewam że to właśnie główne źródło rozczarowań...Choć czyta się dobrze...
UsuńA ja o dziwo mam ochotę na tę książkę. Może gdyby nie była napisana przez Kinga, też bym sięgnęła. No i nie spodziewam się grozy, właśnie dzięki recenzjom. W takim razie u mnie rozczarowanie jeśli będzie to będzie mniejsze. Mam nadzieję.
OdpowiedzUsuńJa jeszcze żadnej książki Kinga nie przeczytałam, jakoś tak się nie złożyło.
OdpowiedzUsuńCzytając Twoją recenzję, nie mogłam się pozbyć pewnego wrażenia. Otóż na ostatnim semestrze studiów czytałam na jedne zajęcia artykuł o Disneylandzie. Okazuje się, że aby w nim pracować, nie aplikuje się na konkretne stanowisko, a zupełnie ogólnie i dopiero po zatrudnieniu zostają przydzielone zadania. Też mają swój język, którym posługują się cały czas, np. tam nie ma "klientów" tylko "goście". Także wesołe miasteczko Kinga trochę mi przypominało to co czytałam. :)
King chyba nawet czytał coś na temat lunaparków i specyficznego słownictwa. Może i nie o Disneylandzie ale pewnie większość parków tak właśnie działa.
UsuńCiekawi mnie jak wypadł King w odrobinę innej tematyce i gatunku :)
OdpowiedzUsuńJacek Braciak czyta codziennie tę książkę w RMF-ie (o 22.30 zdaje się) i przyznam, że dobrze mi się tego słucha. Ale może to dlatego, że ja z Kingiem jeszcze nigdy wcześniej nie miałam styczności.
OdpowiedzUsuńBardzo intensywnie na nią poluję :)
OdpowiedzUsuńNie wiem dlaczego wszyscy zakładają, że Joyland to horror? Czy tak pisze na okładce (mam ebooka więc nie wiem :))? W każdym razie jest to fajnie napisana obyczajówka z wątkiem kryminalnym i paranormalnym. Ja nie miałam żadnych uprzedzeń i oczekiwań więc książka bardzo mi się spodobała :)
OdpowiedzUsuńJa też mam ebooka więc nie jestem pewna co pisze na okładce ale wydawnictwo zalicza ją do kategorii Kategoria: Horror, sensacja, kryminał Nawet jeśli jest tu trochę kryminału, jak dla mnie to niewłaściwa kategoria. Książka fajna ale w porównaniu z Dallas, które wcześniej czytałam, specjalnie się nie wyróżnia. Dlatego i ocena jedynie dobra :-)
UsuńKing nie dla mnie, ale dla mojego męża - jak najbardziej.
OdpowiedzUsuńZ tym Kingiem na pewno sobie poradzisz :-)
UsuńNawet jako letnie czytadło mnie zachęca. King to mój niekwestionowany mistrz.
OdpowiedzUsuńOd czasu "Oszukać przeznaczenie" wesołe miasteczka coraz częściej kojarzą mi się z grozą :)) O tej książce też myślałam na początku, że będzie taka bardzo "kingowska". Mam ją w planach i szczerze mówiąc to nawet się cieszę, że nie będzie to horror :)
OdpowiedzUsuńA ja z ciekawości sięgnę po tę książkę, nawet jeśli jest nie w stylu Kinga :)
OdpowiedzUsuńKsiążka , mimo że nie zawierała momentów grozy była całkiem fajna , przyjemnie się ją czytało :)
OdpowiedzUsuńhttp://czytaniemoimhobby.blog.pl/
Miałam bardzo podobne odczucia w przypadku tej książki, niestety.
OdpowiedzUsuńbookstrapper.blog.pl