Autor: Martyna Wojciechowska
wydawnictwo: National Geographic
data wydania: wrzesień 2011
ISBN: 978-83-7596-235-2
liczba stron: 120
Znalezienie dobrej książki na temat Boliwii w polskiej księgarni to nie lada wyczyn. Do zwykłej księgarni pewnie nie ma nawet po co zaglądać. Boliwia jest krajem mało znanym, a co za tym idzie, zapotrzebowanie na nią jest dość znikome. W internecie można znaleźć kilka przewodników, pięknie wydanych ale i potwornie drogich, a przez to dla większości nieosiągalnych. Jakież było moje zaskoczenie, gdy pomiędzy nimi odnalazłam niewielką książkę, znanej podróżniczki, Martyny Wojciechowskiej, i to za bardzo przystępną cenę. Trudno byłoby nie skorzystać z takiej okazji, po prostu musiałam przeczytać tę książkę. Zajęło mi to niewiele więcej niż jedną godzinę. Godzinę, o której nie mogę przestać myśleć...
Sięgając po książkę, nie wiedziałam, że została ona napisana na podstawie programu, w którym to pani Martyna odwiedza najdalsze zakątki świata, by przyjrzeć się mieszkającym tam kobietom. Jako że programu nigdy nie widziałam, zupełnie nie byłam przygotowana na książkę, którą miałam przed sobą. Spodziewałam się dziennika z podróży, pełnego wskazówek, co należy zobaczyć, będąc w tym odległym miejscu i ciekawostek na temat tamtejszej kultury. Początkowo nic nie wskazywało na to, bym się myliła. Pierwsze strony książki nie różnią się od typowego przewodnika. Znajdziemy tu informacje o konsulatach, wizie, przelotach, walucie, hotelach, czyli to, czego może oczekiwać turysta przed podróżą. Wszystko przedstawione jest bardzo kompaktowo i przejrzyście i dość adekwatnie do mojego stanu wiedzy (zabrakło mi jedynie istotnej informacji na temat szczepienia przeciwko żółtej gorączce).
Dalej będzie nam dane podziwiać cudowne zdjęcia, przedstawiające najbardziej interesujące miejsca Boliwii, które po prostu trzeba odwiedzić. Zdjęcia tak piękne, jak tylko możemy się spodziewać, sięgając po książkę, na której okładce widnieje znak National Geographic. Nawet niewielki format nie ujmuje im uroku – rewelacyjna jakość, soczyste kolory, obrazy, którym nie sposób się oprzeć.
Gdy już na dobre rozmarzyłam się podziwiając przepiękne zdjęcia, na ziemie sprowadziły mnie suche i bardzo niepokojące statystyki na temat sytuacji boliwiańskich kobiet. Jedna niewielka strona książki, zdołała w jednej chwili zburzyć sielski obraz tego kraju. Jedna niewielka strona była dopiero zapowiedzią tego, co miało nastąpić...
Dalsza część książki to niesamowita historia 35-letniej kobiety, Carmen Rojas. Kobiety-wojowniczki, w podwójnym tego słowa znaczeniu.
Carmen miała być najzwyklejszą kobietą. Taką, której do szczęścia nie jest potrzebne wykształcenie ale mąż, o którego będzie mogła dbać, dzieci, które będzie mogła wychowywać i dom, o który sama bedzie musiała się troszczyć. Tak pewnie by się stało, gdyby jej mąż nie okazał się wyjątkowym sadystą. Przez lata znosiła przemoc, upokorzenia, zdrady, tłumacząc sobie, że tak właśnie wygląda los kobiety i nie ma innej drogi. Dopiero gdy zaczął zmuszać ją do usunięcia kolejnej ciąży, coś się w niej złamało. Uciekła z domu, zamieszkała na ulicy, po cichu wierząc, że to krótkie rozstanie coś jeszcze zmieni, coś poprawi. Mąż Carmen nie zabiegał jednak o drugą szansę, ostatni raz gdy go widziała, dzielił łóżko z inną kobietą...
Carmen, podobnie jak wiele innych boliwijskich kobiet, pewnie zapiłaby się na śmierć, gdyby nie marzenie, które tliło się w niej od lat – zostać cholitą, boliwiańską zapaśniczką.
Książka Martyny Wojciechowskiej to reportaż składający się z kilku dni życia tej doświadczonej losem kobiety. W tym, jakby nie spojrzeć bardzo krótkim czasie, poznamy nie tylko jej przeszłość, ale i radości i smutki dnia codziennego. Poznamy życie, w którym nawet ciepła woda jest luksusem dostępnym jedynie dla bardzo niewielu, gdzie ludzie zmuszeni są egzystować, pracując kilkanaście godzinn dziennie za grosze, podczas gdy zakup bardziej odświętnego stroju to wydatek, na który nie zdecyduje się niejeden bardziej zamożny Europejczyk. Carmen żyje na skraju nędzy, a mimo to jest szczęśliwa. Ma zdrowe dzieci, swój własny kąt i pracę, którą uwielbia i z której jest niesamowicie dumna. Jednak zapaśnictwo, jakim się trudni w niczym nie przypomina tego, co zwykle pod tym pojęciem rozumiemy. Brak tutaj sztywnych reguł, nowicjusz może walczyć z profesjonalistą, kobieta z mężczyzną, walka może być udawana, może również polać się najprawdziwsza krew... Wszystko tak naprawdę ustawiane jest poza ringiem tak, by dostarczyć widzom dużej dawki emocji. I nie da się ukryć, organizatorom walki Carmen z całą pewnością to się udało. Ostatnia, niesamowicie poruszająca część książki stawia nas w sytuacji obserwatora czegoś, na co nie może pogodzić się nasz zdrowy rozsądek. Wiedząc, że wszystko dzieje się naprawdę, trudno przebrnąć przez kolejne strony a tym bardziej przejść nad nimi do porządku dziennego. Czy to możliwe, że tak wygląda kobiece marzenie...
Niewielka książeczka Martyny Wojciechowskiej na bardzo długo pozostanie w mojej pamięci. Nie tylko dlatego, że dotarła do miejsc i zdarzeń dla większości nieosiągalnych, nie tylko dlatego, że ukazuje tragedie kobiet, które być może jeszcze nie zrozumiały, że mogą walczyć o lepszy byt. Wątpię, by było to zamierzeniem autorki, ale najbardziej cenię sobie tę książkę za bardzo trudne pytanie. Do jakiego stopnia mogę decydować co dla drugiego człowieka jest dobre? Czy mogę odbierać komuś marzenie, tylko dlatego, że w moim pojęciu graniczy one ze skandalem? Do książki na pewno jeszcze wrócę i z dużym prawdopodobieństwem zajrzę również do innych książek z tej serii.
Na końcu mimo wszystko pozwolę sobie na małą krytykę. Co prawda bardzo cenię sobie przedstawione w książce obrazy, zarysowanie poważnego problemu społecznego, jednak to nie jest obraz całego kraju a pewnej konkretnej grupy ludzi, przez co całość jest dla Boliwii zdecydowanie krzywdząca. Podejrzewam, że na tej samej zasadzie budowane są wszystkie książki dlatego myślę, że warto to mieć na uwadze – doświadczamy jednego konkretnego, poruszającego punktu widzenia, podczas gdy każdy kraj oferuje cały ich wachlarz.
Kochani, to o czym właśnie czytałam Wy możecie również obejrzeć. Co prawda nie mogłam tego zweryfikować ze względu na organiczenie terytorialne (reportaż dostępny tylko na terenie Polski) jednak myślę, że oba linki poniżej będą funkcjonować.
Pragnę od razu zaznaczyć, że pewne fragmenty mogą być naprawde wstrząsające tak więc oglądanie wyłącznie na własną odpowiedzialność.
http://tvnplayer.pl/seriale-online/sladami-kobiety-na-krancu-swiata-odcinki,401/odcinek-4,boliwia-cz-1,S01E04,4296.html
http://tvnplayer.pl/programy-online/sladami-kobiety-na-krancu-swiata-odcinki,401/odcinek-6,boliwia-cz-2,S01E06,4906.html#
Boliwijśkie zapasy to dopiero ewenement i ciekawostka :) Jak zwykle muszę przyznać, że zazdroszczę podróży ;)
OdpowiedzUsuńChcę przeczytać tę książkę.
OdpowiedzUsuńCzytałam o tej kobiecie w książce "Kobieta na krańcu świata" (zawierającej wszystkie historie z pierwszej serii programu). Rzeczywiście, nie można na jej podstawie oceniać wszystkich, jest to tylko jeden przypadek spośród wielu. W każdym razie to opowieść, która zapada na długo w pamięć.
OdpowiedzUsuńWczesniej o tej książce w ogóle nie wiedziałam, teraz również bardzo chciałabym ją przeczytać. A będąc w Boliwii, będę się starała mieć oczy dookoła głowy by przekonać się, jak kreowane przez autorkę obrazy, mają się do tego, co będzie dane mi oglądać.
UsuńUwielbiam martyne wojciechowską, dlatego tą książkę z chęcią przeczytam;)
OdpowiedzUsuńByłam przerażona losem Carmen i w ogóle sytuacją kobiet w Boliwii. Podczas lektury wściekałam się strasznie - to wprost nie do wiary, że takie zachowanie mężczyzn jest usankcjonowane tradycją, prawem czy czym tam jeszcze. Kobiety takie jak Carmen podziwiam, użalam się nad nimi... ale też czuję bezsilną złość - w końcu to kobiety wychowują swoich przyszłych katów!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie:)
Książkę przeczytałam wczoraj i długo nie mogłam spać. Moje myśli były bardzo podobne do Twoich... Z drugiej strony znami kilka Boliwianek i Boliwijczyków i ich życie było zupełnie inne od tego co opisuje autorka i na nią tez się trochę wkurzałam że przedstawia marginalną (bo chcę wierzyć że jest marginalna) sytuację, tak jakby to był obraz całego kraju, tego robić nie powinna. Dziś doszły jeszcze inne myśli - skoro wszyscy oglądamy w telewizji sporty walki i choć i tam nieczęsto leje się krew, na którą praktycznie wcale nie zwracamy uwagi to skąd w nas taki sprzeciw wobec czegoś co tam uważane jest za normalne. Carmen sama wybrała sobie drogę, ba, była gotowa zostac zapaśniczką nawet bez pobierania wynagrodzenia. Ona doskonale wie jakie mogą czekać ją walki i wcale się nie oburza, nie twierdzi, że spotyka ją niesprawiedliwość. Czy ja mam więc prawo chcieć to zmieniać? Nie pierwszy raz zadaję sobie pytanie czy ktokolwiek ma prawo decydować która kultura jest lepsza, właściwa. Które obrzędy są dopuszczalne, a których powinno się zaniechać. To strasznie skomplikowany temat.
UsuńNie czytałam jeszcze książek pani Martyny, ale oglądałam programy. Każdy mnie poruszał do głębi, historie kobiet z krańców świata są bardzo interesujące. A ta Carmen? Okropna i piękna zarazem. Okropna ze względu na męża, a piękna dzięki marzeniu. :)
OdpowiedzUsuńKsiążki nie czytałam, ale z pasją śledziłam kolejne odcinki programu Martyny Wojciechowskiej. Przyznam, że odcinek z Boliwii i los Carmen na długo zapadły mi w pamięć.
OdpowiedzUsuńDalej nie potrafię się otrząsnąć...
UsuńWidziałam fragmenty programu, ale nie dotyczyły one Boliwii. Myślę, że po książkę sięgnę, bo historia tej kobiety zasługuje na poznanie. Najpierw jednak muszę nastawić się na trudną lekturę.
OdpowiedzUsuńWidzisz, Ty nie miałaś pojęcia, że książka jest na podstawie programu, a ja natomiast odwrotnie. :) Widziałam program w telewizji, ale nie wiedziałam, że teraz jest z tego książka. Co do ostatniego akapitu Twojej recenzji - zgadzam się z Tobą. Myślę jednak, że Wojciechowska chciała po prostu ukazać w książce konkretną historię, jakiś wycinek ze swojego pobytu w tym kraju, a nie miał to być typowy przewodnik. :) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńNie mam nic przeciwko temu, by książka opowiadała kokretną historię ale Wojciechowska i pisze i mówi wyraźnie - kobietę w Boliwii traktuje się jak śmieć - to nieprawda!
UsuńA co do książki to można kupić zarówno reportaże z konkretnej wyprawy, jak i większą książkę, w której mieści się bodaj cała seria.
czasami zdarza mi się popatrzeć w tv na programy o podróżach tej pani, jednak po książkę raczej nie sięgnę
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
Uwielbiam Martynę Wojciechowską, widzę że i ę pozycję muszę przeczytać ;]
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!!
Ja również jestem fanką Martyny,więc z chęcią przeczytam ;)
OdpowiedzUsuńNigdy nie zwróciłam uwagi na to, że na naszym rynku jest niewiele książek o Boliwii, bo chociaż interesuję się geografią (miałam ją nawet rozszerzoną w liceum :)), do tego zakątka świata zawsze było mi jakoś nie po drodze. W każdym razie książki pani Martyny mam w planach od baaardzo dawna :)
OdpowiedzUsuńPóki co staram się oswoić z książkami przyrodniczymi. Kto wie, czy nie zacznę od właśnie tej?
OdpowiedzUsuńBardzo chętnie zapoznam się z książką Martyny Wojciechowskiej, bo jeszcze nic w ręce mi nie wpadło. Bardzo cenię jej reportaże telewizyjne i audycje radiowe, jest postacią z charyzmą. Tym bardziej ciekawe jestem jak wypada "na gruncie literackim". Z niecierpliwością będę czekała też na Twoje "rozliczenie". Nie ukrywam - zazdroszczę;)
OdpowiedzUsuń