Autor: Marie-Morgane Le Moël
Wydawnictwo: Wydawnictwo Kobiece
tłumaczenie: Agnieszka Odorowicz-Śliwa
tytuł oryginału: Secrets of a Lazy French Cook
data wydania: 23 lutego 2016
ISBN: 9788365170330
liczba stron: 352
Spoglądając na okładkę "Sekretów francuskiej kuchareczki" można podejrzewać, że jest to sympatyczna książka kucharska, dzięki której opanujemy tajniki jakże sławnej i cenionej francuskiej kuchni. Po raz kolejny okazuje się jednak, że okładka, jak i tytuł książki mogą być bardzo mylące, a sama pomyłka może niektórych rozczarować, choć równie dobrze może miło zaskoczyć.
Główną bohaterką jest Marie, francuska dziennikarka, która pragnie podbić Australię. Zanim jednak tam dotrze, opowie nam wiele o swoim dzieciństwie i dorastaniu we Francji, jednym słowem o tym, co ją ukształtowało. Co to wszystko ma wspólnego z kuchnią, skoro sama Marie jest dziennikarką? Bohaterka swoje doświadczenia życiowe podzieliła na wiele rozdziałów, a każdemu z nich towarzyszy jedna, francuska potrawa. Co więcej, po zakończeniu lektury rozdziału, sami będziecie mogli wypróbować swoje kulinarne możliwości. W książce znajdziecie bowiem szereg przepisów, informacji o dostępnych wariacjach potraw, jak i najlepiej pasujących do nich trunkach.
To właśnie przepisy wplecione w książkę decydują o jej niecodziennym stylu. Momentami trudno powiedzieć, co jest ciekawsze - kolejne perypetie Marie, czy też szansa na poznanie kolejnego francuskiego smakołyku. W tym miejscu warto wspomnieć, że chodzi o potrawy, które bardzo łatwo przygotować. W polskim tłumaczeniu tytułu zabrakło bowiem jednego istotnego słówka - "lazy", czyli leniwa. Przyznam, że nie miałam pojęcia, że we francuskiej kuchni istnieje tyle prostych ale i efektownych dań. Czytelnik aż rwie się do kuchni, by je przygotować i poznać ich smak.
Warto również zwrócić uwagę na opisy życia w Australii - miejsca nie do końca przyjaznego dla osób, które chciałyby tam zamieszkać. Wizowe perypetie, różnice pomiędzy francuską i australijską mentalnością, to w moim odczuciu najciekawsze fragmenty tej pozycji.
Język historii jest bardzo prosty a całość czyta się szybko i przyjemnie, Myślę, że książka najlepiej sprawdzi się jako prezent dla stosunkowo młodych czytelniczek, jak również każdego, kto lubi eksperymentować w kuchni. Sympatyczna lektura na leniwe popołudnie. Zachęcam.
Jedno jest dziwne. Tytuł sugerowałby raczej wyjazd bohaterki do Francji a nie Australii :)
OdpowiedzUsuńTo idealny prezent dla mojej siostry. Już wiem co jej kupię.
OdpowiedzUsuńZdecydowanie nie dla mnie. Nie cierpię gotować. ;(
OdpowiedzUsuńMnie niestety "Sekrety..." dość mocno rozczarowały. Wspomnienia autorki na dłuższą metę były dla mnie nużące i zabrakło tego "pazura" w jej stylu, który tak podobał mi się w "Całej prawdzie o Francuzkach". Jedyne co mi się podobało, to pomysł połączenia przepisów z fabułą - wyszedł taki trochę kulinarny pamiętnik, efekt jest w porządku. :)
OdpowiedzUsuńHaha, idealnie, że tutaj trafiłam :) Akurat jeden z moich kursantów z Albar rozmawiał ze mną na temat tej książki – mówił, że widział na wystawie a chciałby zrobić niespodziankę swojej kobiecie i ugotować coś z kuchni francuskiej. Muszę przyznać, że też się dałam nabrać na okładkę i tytuł, ale teraz, po Twoim opisie, chcę mieć ją jeszcze mocniej. Pozdrawiam! :)
OdpowiedzUsuńMoja znajoma z Silikony Marcolla tak się upierała, że to jest typowa książka kucharska, że musiałam jej pokazać twojego bloga i recenzję, żeby uwierzyła :D Ale powiem, że też dałam się nabrać na tytuł na początku. Chociaż można powiedzieć że faktycznie to książka kucharska, bo są przepisy, ale… no, typową ją nazwać nie można ;) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuń