* http://www.znak.com.pl/kartoteka,ksiazka,3144,tytul,Wyspa%20niesłychana
Autor: Eduardo Mendoza
tłumaczenie: Tomasz Pindel
tytuł oryginału: La isla inaudita
wydawnictwo: Znak literanova
data wydania: październik 2011
ISBN: 978-83-240-1641-9
liczba stron: 320
Eduardo Mendoza należy do najwybitniejszych współczesnych pisarzy hiszpańskich. Nawet tym, którzy nigdy nie mieli w ręku jego książki, zapewne skojarzą się takie tytuły jak „Przygody fryzjera damskiego”, czy też „Sekrety hiszpańskiej pensjonarki”.
Długo przyszło mi czekać na pierwsze spotkanie z tym autorem, którym jest właśnie lektura „Wyspy niesłychanej” – książki niepokojącej na wiele sposobów...
Okładka książki w luźny sposób nawiązuje do treści książki, już bardziej do Wenecji i najlepszego, co te miasto ma do zaoferowania – karnawału w fantazyjnych przebraniach i przejażdżek gondolą. Gorzej już z opisem z tyłu książki, który niestety nieco rozmija się z prawdą i może wprowadzić czytelnika w błąd, do którego jeszcze wrócę...
Jako że nie miałam jeszcze przyjemności czytać innych dzieł Mendozy, lekturę zaczęłam od uważnej analizy wstępu napisanego przez samego autora. Już pierwsze słowa wzbudziły we mnie ogromną sympatię. Autor jawił sie być osobą niesłychanie szczerą i skromną. Szczerą do tego stopnia, by przyznać, że książka którą mamy w rękach stanowi wynik jego nieudanej próby napisania ... opowiadania i dość skromny, by porównując się z głównym bohaterem, człowiekiem niekoniecznie szczególnie lotnym, czy inteligentnym, uznać się za gorszego pod wieloma względami. To właśnie te strony utwierdziły mnie w przekonaniu, że najwyższa pora poznać lepiej twórczość Eduardo Mendozy...
Wyspa niesłychana to opowieść o człowieku nękanym wewnętrznym niepokojem, potrzebą radykalnej życiowej zmiany. Pod wpływem silnego impulsu Fábregas postanawia opuścić swoje miasto i firmę, definitywnie zakończyć romans z zamężną kobietą i wyjechać do Paryża. Jako że szybko zostaje tam odnaleziony, Fábregas decyduje się ponownie opuścić miasto, by po paru bezcelowych przystankach w różnych europejskich miastach wreszcie trafić do Wenecji i zakwaterować się w jednym z bardziej luksusowych hoteli. Za sprawą poznanej tam tajemniczej kobiety jego życie nabierze zupełnie nowych barw...
Parę lat temu miałam okazję zobaczyć Wenecję na własne oczy. Biorąc książkę do ręki spodziewałam się długich rozwodów na temat wspaniałości i niezwykłości tego miasta. Tym większe było moje zdziwienie, gdy okazało się, że autor opisuje dokładnie taką Wenecję, jaką zobaczyłam w czasie mojej podróży. Fábregas wcale nie postrzega jej (co wskazywał opis na okładce) jako miejsca niezwykłego. Miasto do którego trafił charakteryzuje mało sprzyjająca pogoda, niezależnie od pory roku, szarość, podtopione uliczki, niezbyt przyjemnie pachnące kanały, tłumy turystów i potwornie drogie restauracje.
* zbiory prywatne
Sytuacja głównego bohatera jest o tyle gorsza,
że nie przejawia on najmniejszego zainteresowania dziełami sztuki, czy
osiągnięciami architektury, dlatego też nie jest w stanie odnaleźć
czagokolwiek, co mogłoby go w tym miejscu poruszyć. Zawiedziony nieudaną próbą
zmienienia własnego losu, gotowy jest ponieść kolejną życiową porażkę i
powrócić do rodzinnego miasta, gdy na jego drodze staje wyjątkowo intrygująca
kobieta. To ona sprawia, że postanawia dać Wenecji jeszcze jedną szansę,
podążając za swoją niezwykłą towarzyszką poznaje zakątki miasta, o których nie
słyszał prawie żaden turysta. Bohater chłonie niezwykłość zakątków, szybko
jednak dochodzi do wniosku, że jedyne, co naprawdę go interesuje to tajemnicza
przewodniczka.
O ile wstęp
autora wzbudził we mnie pozytywne uczucia w stosunku do jego osoby, o tyle z
dalszą częścią książki miałam już pewne problemy. Za duży plus postrzegam
odwagę autora, by stworzyć książkę na temat postaci nadzwyczaj przeciętnej i
nieciekawej. Fábregas nie jest ani szczególnie utalentowany ani
towarzyski, ma dość ograniczony światopogląd i znikome chęci by go poszerzyć.
Trudno więc uznać, że jest to idealny materiał na głównego bohatera a mimo tego
autor postanowił oprzeć na nim całą opowieść. Bardzo ucieszył mnie również
fakt, że Mendoza nie popadł w przesadny zachwyt nad Wenecją, opisał ją z
dystansem, nie szczędząc również negatywnych spostrzeżeń.
Przechodząc do
minusów muszę przyznać, że początkowo nieco irytował mnie sposób pisania
autora. Bez większych problemów mogę znaleźć i przytoczyć dwa cytaty:
„Fábregas
miał przeczucie: jeśli coś ważnego ma mi się przytrafić, to właśnie tutaj,
pomyślał.” [1]– albo
miał przeczucie, albo pomyślał, oba zwroty naraz w jakoś sposób drażnią...
„Wilki morskie
może i wiedzą – odparł stary wilk morski – ale ja jestem tylko marynarzem
słodkich wód,...” [2]– po co
nazywać kogoś wilkiem morskiem w momencie, gdy on sam tłumaczy, że nim nie jest
...
Oba cytaty porównałam
z wersją hiszpańską i faktycznie jest to wierne tłumaczenie słów autora. Z
czasem podobne zdania przestały rzucać mi się w oczy. We wstępie Mendoza
wspomniał, że w trakcie pisania tej książki, porzucił maszynę do pisania na
rzecz komputera, podejrzewam więc, że podobne, mniej udane zdania po prostu
zostały wykasowane.
W miarę czytania
napotykamy na coraz to nowe anegdoty, najczęściej na tematy religijne. Czy to
detale z życiorysów świetych, opisy religijnych tradycji, czy też teologicznych
dysput, Mednoza przedstawia wszystko w nieco kpiarskim tonie. Niestety nie
doczekałam się odpowiedzi, do czego zmierzał, w jakim celu zostało przywołanych
tyle dość abstrakcyjnych detali. W moim odczuciu nie wnosiły one niczego
istotnego do historii głównego bohatera, jedynie mącąc przekaz całej książki.
Fani pisarza
zgodnie przyznają, że „Wyspy niesłychanej” jest książką zupełnie inną od
pozostałych dzieł Mendozy. Mnie osobiście zupełnie wyprowadziła z równowagi i
trudno mi nawet odpowiedzieć na pytanie, czy mi się podobała. Jeszcze nigdy nie
miałam takich problemów z przyznaniem konkretnej oceny. Z jednej strony ocena „dobra”
budzi we mnie pewien sprzeciw, mając w pamięci poprzednie książki, którym taką
ocenę przyznałam. Z drugiej ocena „przeciętna” jest dla mnie absolutnie
niedopuszczalna, ponieważ wiele mogę o książce powiedzieć ale z całą pewnością
jest to pozycja nieprzeciętna. Wydaje mi się, że w tym przypadku
potrzebowałabym odrębną punktację, wyłącznie dla dorobku tego pisarza.
Moje pierwsze
spotkanie z Eduardo Mendozą w jakiś sposób bardzo przypomina mi wrażenia z
mojego pierwszego pobytu w Wenecji. W obu przypadkach czegoś zabrakło, bym się
zakochała, jednak nadal tkwi we mnie nadzieja na kolejną, może bardziej udaną
próbę...
Ocena: 6 w klasyfikacji
Mendozy
Ach Mendoza! Uwielbiam tego pisarza! :) Do tej pozycji też kiedyś dotrę. :) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńSkoro go tak lubisz to od razu pytam - po ktora ksiazke powinnam siegnac by mnie uwiodl ? Bo po wyspie nieslychanej mam naprawde mieszane uczucia...
UsuńPo którą? Chcesz się pośmiać? Szukaj "Przygody fryzjera damskiego". :D Jeśli ta Cię do niego nie przekona w pełni tzn. że jesteś "mendozoodporna". ;)
OdpowiedzUsuńMam nadzieje ze "mendozoodporna" nie jestem ;-) Koniecznie musze dopasc "Fryzjera" :-)
UsuńNiestety żadnej książki Mendozy jeszcze nie czytałam, ani jednej też nie mam na swoich półkach. Ale Twoja recenzja jest bardzo zachęcająca i będę chyba musiała sobie sprawić "Wyspę niesłychaną" :)
OdpowiedzUsuńJa za poleceniem Ewy poluje teraz na "Fryzjera" ktory podobno jest jeszcze lepszy ;-)
Usuń