26.09.2017

"Oto krew moja" Marek Kędzierski





Autor: Marek Kędzierski
Wydawnictwo: Fabryka Słów
data wydania: 4 maja 2012
ISBN: 9788375747805
liczba stron: 316








Marek Kędzierski jest autorem kilku powieści, z czego chyba najbardziej znaną i cenioną jest "Męska sprawa". "Oto krew moja" została niewątpliwie bardzo ładnie wydana, a już sama okładka stanowi obietnicę historii napisanej z wielkim rozmachem, która nie ustępuje książkom zagranicznych autorów. Miało być przemyślanie i logicznie. Niestety to, co znalazło się w środku okazało się bardzo chaotyczne i nieprawdopodobne.

Andrzej Sznajder, weteran służb specjalnych, otrzymuje lukratywne zlecenie. Ma bezpiecznie przetransportować do Watykanu opiekunkę pewnego tajemniczego artefaktu. Na jej życie czychają bardzo potężni i źli ludzie. Wygląda na to, że Sznajder nie do końca zdaje sobie sprawę, jak niebezpieczne będzie jego zadanie...

Wydaje mi się, że już sam zarys fabuły jest nieco ... mętny. Z jednej strony sensacja, ale pojawia się też element nadprzyrodzony, dobre i złe moce, dziwne zjawiska z pogranicza cudu. Bardzo szybko zrobiła się z tego dziwaczna mieszanka, a czytelnik zaczyna zadawać sobie pytanie, jak powinien traktować tę powieść. Osobiście miałam wrażenie, że powstała po obejrzeniu kilku filmów z serii "Transporter", "Kodu Leonarda da Vinci" i jakiegoś programu o cudownych zjawiskach, jakie przypisuje się boskiemu działaniu. Każda próba skupienia się na akcji kończy się sceną, której nie da się logicznie wyjaśnić, potrzeba wiary by ją zrozumieć. No właśnie, jakby mieszanka nie była już wystarczająco wybuchowa, autor próbuje jeszcze wytłumaczyć nam, na czym poleca wiara katolicka. W największym skrócie najlepiej za dużo nie myśleć, nie drążyć, po prostu wierzyć. Niedowiarkom nie ma co tłumaczyć, jak nie wierzą, to i nie pojmą.

Pojawiły się spore braki w kreacji bohaterów. Szczątkowe informacje, niewiele wiadomości na temat ich uczuć, czy doświadczeń. Zamiast tego otrzymujemy dziwaczne kreatury, które przykładowo potrafią samym swoim istnieniem przemienić sympatyczne psiaki w dzikie bestie. Opiekunka artefaktu ma do spełnienia ważną misję, co jednak nie przeszkadza jej w bieganiu po sklepach i kupowaniu markowych ciuszków. Jej wrogowie mieli być niezwykle potężni i niebezpieczni (stąd przykładowo w wyposażeniu samochodu rakiety (sic!) typu ziemia - ziemia). Koniec końcem okazali się wyjątkowo słabi i nieudolni, więcej wskórał już podrzędny polski policjant. Skoro już o policjancie, trudno nie wspomnieć o słabych dialogach, być może w zamierzeniu humorystycznych, w moim odczuciu raczej irytujących.

Niestety poskąpiono nam również informacji o tajemniczej przesyłce, jaką należy dostarczyć do Watykanu. Działanie artefaktu pozostaje do końca niejaste, tak samo jak powód, dla którego ludzie tak bardzo chcą go zdobyć, powód dla którego może go dostarczyć tylko jedna, konkretna kobieta, która po wykonaniu misji już do niczego nie jest potrzebna.

Można by wyliczyć jeszcze sporo niedociągnięć, jednak na tym poprzestanę, by nie zdradzać zbyt wielu elementów fabuły. Całość wypadła bardzo nieciekawie, a na dobrą sprawę bardzo niewiele brakowało, by książkę uznać za naprawdę dobrą. Bo choć wymieniłam sporo wad, Marek Kędzierski ma całkiem niezłe pióro i potrafi pisać. Powieść została dobrze rozplanowana, czyta się ją szybko i płynnie. Całość zepsuł "magiczny artefakt" i cała "katolicka intryga". Fakt, gdyby z niej zrezygnować, a bohaterka miałaby dostarczyć np. laptopa, mielibyśmy naprawdę "Transportera", ale przynajmniej czytelnik wiedziałby na czym stoi. A tak otrzymał literacki eksperyment, nie do końca udany. Książki nie polecam, choć nie wykluczam, że inne powieści pisarza są warte uwagi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...